"Ach, Bieszczady jak wy cudne, ciekawe..."

Na ostatnią wycieczkę w gimnazjum wybraliśmy się w Bieszczady. Wyjechaliśmy o którejś tam - w poniedziałek 3 czerwca, a wróciliśmy o którejś tam - w środę 5 czerwca. Nie żebyśmy nie pamiętali godzin, ale właściwie nie jest to zupełnie ważne. Najważniejsze co było na wycieczce, jak się bawiliśmy, co z niej zapamiętaliśmy... A działo się, oj działo...

W pierwszym dniu spotkaliśmy się w Sanoku z przewodnikiem, a później wyruszyliśmy Połoniną Wetlińską aż do schroniska Chatka Puchatka. Niektórym było ciężko, ale dla tych widoków... warto było. Po zejściu, pojechaliśmy do Polańczyka na punkt widokowy na wzgórzu Kiczerka, następnie do Soliny na zakwaterowanie, na obiadokolacyjkę, spacer po koronie najwyższej w Polsce zapory wodnej i wreszcie nocleg (dla nas chyba najważniejsza część doby). Drugi dzień nie był gorszy: śniadanie, gra terenowa (niektórzy walczyli jak lwy...), ognisko z kiełbaskami, przejażdżka drezynami ( oj, co to była za jazda!) oraz próba rozegrania turnieju piłki nożnej w kulach Bumper Ball, no i oczywiście obiadokolacja, ponowny spacer po koronie zapory solińskiej i ten najważniejszy... nocleg. Myślicie, że trzeci dzień już nie był tak ciekawy - to się mylicie! Było jak zwykle śniadanie, pakowanie i wykwaterowanie z ośrodka noclegowego, ale był też SPŁYW PONTONOWY w otoczeniu dzikiej przyrody - to otoczenie chyba sprawiło, że zachowanie prawie wszystkich uczestników też było dosyć dzikie - co to znaczy, niechaj będzie już naszą "tajemnicą?". Po ułagodzeniu towarzystwa, zwiedziliśmy pokrótce Sanok, zjedliśmy wspólny pożegnalny obiad (deser był oczywiście w McDonaldzie!) w pięknej restauracji - tam już zachowywaliśmy się jak zawsze dostojnie i spokojnie...

Była to fajna, choć krótka wycieczka pożegnalna. Żałujemy tylko, że nie wszyscy mogli lub nie chcieli na nią jechać, ale przywieźliśmy wspomnienia i zdjęcia, którymi chcieliśmy się podzielić.